Oczywiscie moja mama,pol godziny temu powinna byla wyladowac.Na razie cisza,mam nadzieje ze niebawem dowiem sie jakie wrazenia po dotknieciu polskiej ziemi.Ja zostalam na Prestwick'u z glupia mina,
Reasumujac po pierwszym tygodniu czas zaczal systematycznie przyspieszac,a ostatnie dni pedzily wrecz na leb na szyje.Teraz w domu smutno,pusto jakos i dziwnie troche,coz-trzeba sie przyzwyczaic.W kazdym razie mama byla przeszczesliwa i bardzo byla zadowolona z pobytu u nas i co tu gadac-spedzila nieco czasu ze swoja ukochana corka:)
Musze jednak opowiedziec Wam o czyms jeszcze,co moze wprawic Was z zdumienie lub wrecz oslupienie;ja w kazdym razie nadal nie moge wyjsc z szoku.Nie przyszloby mi do glowy,ze po lodzi moga byc jeszcze jakiekolwiek problemy-w koncu ile dziwnych i nie mieszczacych sie w glowie rzeczy moze przypadac na jednego czlowieka?I to w przedziale okolo2 tygodni?A jednak.Mama miala wylot o 8;15 rano,zaczelismy wczoraj prace o 2 godziny wczesniej zeby moc wczesniej skonczyc,zapakowalismy sie do auta,dotelepalismy sie do Prestwick,wchodzimy do hali odpraw i koparki nam opadly.W hali gdzie ogonek oczekujacych na swoj bilet rodakow powinien zakrecac z piec razy,cisza i glusza jak w kosciele.Co sie okazuje?Wyloty sa teraz nie o 8 rano,a o....14:20.Wracalismy do domu zlorzeczac na caly swiat,choc przyznaje sama ze wina moja jest tu jakby ewidentna;powinnam byla sprawdzic poczte najpozniej dzis rano tak na wszelki wypadek.Do glowy by mi jednak nie przyszlo,no w zyciu bym nie uwierzyla ze cos powtornie moze pojsc nie tak,bylam wrecz pewna ze limit rzeczy dziwnych niecodziennych i wrecz nieprawdopodobnych mamy juz wyczerpany z zapasem.Sek poza tym tkwi w tym,ze powtorna wycieczka nie byla glownym problemem.Problem byl z tym,ze busik ktorym mama jedzie za chwile do Bialegostoku bedzie tam o godzinie 23 w nocy i zero autobusu zeby dojechac do domu pokonujac te ostatnie 48 km.Byl to najwiekszy problem w tym calym przedsiewzieciu i nie zmieniloby tego nawet stukrotne sprawdzenie poczty.Wykonalam mase telefonow,wyrwalam troche wlosow ale jakos udalo sie cos zorganizowac.Czekalysmy tez z utesknieniem na zdjecia z pobytu tutaj,ktore mama miala zabrac a wysylane byly do wywolania przez internet.Listonosz zawsze ale to zawsze przychodzi o jednej godzinie,o 9 rano.Wrocialam z lotniska,otwieram drzwi i potknelam sie o te nieszczesne zdjecia.Listonosz przyszedl wyjatkowo po 11-czy to nie jest zlosliwosc przyrody?
Prawde powiedziawszy caly ten czas od mojego wylotu do polski wszystko bylo przeciwko nam,caly czas bylo pod gore a przeszkody mnozyly sie jak kroliki na wiosne.Na szczescie my nie z tych,co to sie poddaja:) Przyznacie jednak,ze los tradycyjnie nie skapil mi wrazen;odkad pamietam tak jakos jest,ze wszystko co dziwne i niewiarygodne zdarza sie wlasnie mnie:P
No to pogadalam:) Oczywiscie nic nie zrobilam przez czas maminego pobytu,stanik lezy,zrobilam jedna rzecz na wymianke czarodziejek na pewnym forum.Mam nadzieje ze teraz uda mi sie to pokonczyc i wyslac,zwlaszcza Fejferkowy stanior.
Na koniec kilka fotek z jednego z glasgowskich muzeow czyli People's Palace okol ktorego rozciaga sie piekny widok na wielki park i ogrod zimowy.
A tutaj moje zakupy jakie poczynilam w ostatnim czasie;w tym wstazeczki kupione w polsce,slynne Gizmowe bazy,dratwa z Allegro i cudne zawieszki z Hobby Craftu kupione dlatego,ze moja mama chciala czterolistna koniczynke do zawieszenia.Te zaieszki sa cudne,no i jest ich cale mnostwo,a chcialoby sie wszystkie....:)
Zmykam.Milego wieczoru:)
3 komentarze:
W pięknym miejscu mieszkasz, a
co do zakupów.
Fajnie,że masz takie sklepy
koło siebie.
Ja mam na drugiej ulicy
obok miejsca zamieszkania
scrap.com a ILS dwadziścia minut.
A co do gościa tak ważnego,
ja też czuje pustke jak
ktoś tak bliski odemnie odjeżdza.
Cieszy mnie, że odwiedziła Cię Mama. Zdjęcia jak zawsze super. Szczególnie urzekły mnie te z ogrodu zimowego, to takie moje skrzywienia zawodowe. A co do Twoich zakupów, to jak zwykle sobie do nich powzdycham. Pozdrawiam ciepło.
Prześlij komentarz